... czas zacząć. Tytuł niezbyt adekwatny do tego, o czym mam zamiar pisać, ale ale musiałam pochwalić się wam zdjęciem zrobionej wspólnie z T. sałatki owocowej :-D I są w niej truskawki. Tak na marginesie, to oprócz tego, że najbardziej lubię truskawki w ich naturalnej postaci (niemyte, zerwane z krzaczka na działce, z piaskiem chrzęszczącym pod zębami ;-)), to lubię także stosować truskawki w różnych daniach. Sałatka owocowa to tylko jedno z zastosowań. Najbardziej brudzącym, ale dającym najwięcej frajdy i bardzo szybkim zastosowaniem, jest zmiksowanie truskawek z innymi równie brudzącymi owocami. Bomba witaminowa :-) Jeśli dodamy bitą śmietanę, to witaminowa bomba kaloryczna ;-) Mam tez wiele zabawy przy robieniu dla dzieciaków galaretki z truskawkami czy ptasiego truskawkowego mleczka. Lubię też płonące truskawki, ale jako że dwa lata temu, kiedy próbowałam je własnoręcznie zrobić, płomień strzelił zbyt wysoko, mam jakiś uraz i od tamtej pory bardziej niż ich przyrządzanie a nawet jedzenie wolę ich oglądanie. Że też nie wspomnę o truskawkach napełnianych innymi owocami, piramidkach z truskawek, kopcu kreta czy biszkopcie z truskawkami... Tort truskawkowy też nie jest zły. Zwłaszcza lodowy . Mniam... Dobra, dosyć już tej pisaniny o jedzeniu.
Teraz będzie o juwenaliach. O święcie młodości. "Juwenalia, juwenalia, kto nie pije, ten kanalia" to sztandarowe hasło juwenaliów. Nie wiem jak sprawa z tym świętem ma się w innych miastach, ale w Warszawie juwenalia trwają w zasadzie caaaaaaaaaały MAJ, najpierw są juwenalia UW, potem te SGH-u, politechniki, wreszcie Ursynalia czy inne APS-urdalia :-). My w tym roku postanowiliśmy się wybrać na te, organizowane przez SGGW. I tu zaskoczenie - pierwszy raz za bilet trzeba było płacić. O ile jeszcze zrozumieć mogę, że mieliśmy płacić my, którzy jesteśmy spoza SGGW, o tyle całkiem niezrozumiałe jest dla mnie dlaczego niby mają płacić studenci tej to szacownej właśnie uczelni, skoro to nomen omen dla nich samorząd to organizuje. Widocznie nie mnie to rozumieć. Poza tym zauważyłam, że zbyt często chyba analizuję takie rzeczy, i na co mi to i po co, i tak mam zbyt dużo siwych włosów na głowie :-) Ale co tam, przeboleliśmy ten fakt kapitalistycznego świata, gdzie pieniądz robi pieniądz, kupiliśmy bilety i poszliśmy. Piątek sobie darowaliśmy, bo żaden zespół nas nie skusił. Ale za to sobota... The Futureheads, Coma, KNŻ - niekoniecznie moje klimaty, ale jako, że swoje horyzonty należy poszerzać, bawiłam się tam i ja. Na długo w pamięci pozostanie mi "chrząszcz je brukiew" :-D i "pozdrawiamy wasze matki", choć wcale nie były to teksty któregokolwiek z tych zespołów ;-). Po pół godziny skakania zaczęły mi wysiadać kolana, ale co tam, westchnęłam sobie "starość nie radość" i skakałam dalej. Szkoda, że było tak zimno, mimo, że nie padało... Za to w niedzielę, nie było zimno, ale lało, że hej!!! Ale co tam, przeczekaliśmy burzę i poszliśmy. Bo co - my nie pójdziemy??? Repertuar ciut lżejszy od sobotniego - Ewa Farna i Lady Pank. O ile jeszcze na występie pierwszej wokalistki lekko mżyło, o tyle podczas występu drugiego zespołu lało na fest. Mieliśmy dwa wyjścia - smucić się, że wydaliśmy kasę na bilety i stać jak zmokłe kury na deszczu, pomstując na pogodę i przeklinając deszcz, prosząc, aby zespół szybciej skończył grać albo bawić się na całego. Dlatego wybraliśmy to drugie rozwiązanie. To nic, że gdy wracaliśmy do domu, to błoto miałam wszędzie i prawie nic suchego z moich ubrań nie pozostało (oprócz mojej cudownej nieprzemakalnej kurtki :-)), ale wspomnienia z tej zabawy pozostaną mi dopóty dopóki nie odbierze mi ich Alzheimer. Niektórzy prócz błota i mokrych ubrań wynieśli z juwenaliów artykuły użytku domowego, a inni nowe znajomości. Ale o tym ciii...
Autorka blogu powinna również wspomnieć o rozmowie jaką odbyła w metrze i w jaki sposób niemalże zgniotła swoją siostrę z wyboru pod ciężarem własnych przemyśleń. Poruszona zostałam to tego stopnia wypominkami o 'prawdziwej miłości', że odnalazłam fragment dziadów, który zawsze sobie przypominam, jak wystawię kogoś do wiatru (w tym wypadku do deszczu).
OdpowiedzUsuń"Na głowie ma kraśny wianek,
W ręku zielony badylek,
A przed nią bieży baranek,
A nad nią leci motylek".
Zosia utknęła między niebem i ziemią, ponieważ nigdy "[...] nie stąpała po ziemi". Nie zaznała Zosia miłości (teraz zaś tego żałuje i tęskni za gorącym uczuciem), a zdaniem Chóru:"Kto nie dotknął ziemi ni razu.
Ten nigdy nie może być w niebie".
Skomentowac to moge tylko tak:
OdpowiedzUsuńTo Zosia nie zaznala milosci.
Kasia zazna- nie boj zaby!!!
no ale pewności nie masz
OdpowiedzUsuńi obawiam się, że może i ona kiedyś przyjdzie, ale ja nie będę na nią gotowa!
albo może już przyszła ale szybko odeszła...