niedziela, 16 maja 2010

Nocnie i muzealnie


W zasadzie na nocne muzeów zwiedzanie ;-) miałam ochotę się wybrać od dawna. Ale jakoś zawsze było mi nie po drodze. Dlatego nie sądziłam, że w tym roku będzie inaczej. Szczególnie, że po pobycie we Włoszech i zwiedzaniu każdego muzeum w każdym miasteczku, a zwłaszcza po wizycie w Muzeach Watykańskich mam, krótko mówiąc, przesyt na jakiś czas.
Ale, że najlepsze są akcje spontaniczne, dlatego zmówiłyśmy się wczoraj przed 22-gą z Sis i pojechałyśmy w miasto :-D. Plan był taki - idziemy do Muzeum Marii Curie-Skłodowskiej, a co dalej - to się zobaczy :-D. Chyba nie muszę wspominać, że w Noc Muzeów porywanie się na wizytę w Muzeum Narodowym, Muzeum Zamku Królewskiego czy Muzeum Powstania Warszawskiego mija się trochę z celem, gdyż samo stanie w kolejce zajmuje około 2-3 godzin, ale co kto lubi :-) W ogóle coś niezwykłego dzieje się z Warszawą w tą noc. Miasto, zazwyczaj już o tej porze wyludnione albo wyludniające się ;-), kiedy wszyscy ludzie po ciężkim, pracowitym tygodniu i cotygodniowych sobotnich zakupach pędzą co tchu do domu nadrobić porządkowe zaległości, tętni życiem. Ludzie chodzą gromadami, parami czy pojedynczo od muzeum do muzeum, od galerii do galerii, wszystkie okoliczne kafejki są otwarte i zapełnione, normalnie Italia!!! :-) Ale o czym ja tu... A, tak.
Po dłuższej chwili przeznaczonej na znalezienie jakiegokolwiek wolnego miejsca parkingowego, przesiadłyśmy się w komunikację miejską i podjechałyśmy tramwajem w okolice Królewskiej. Malowniczymi uliczkami Starego Miasta, przedzierając się przez kolejkę do Muzeum Zamku Królewskiego, po kilkunastu minutach dotarłyśmy na ulicę Freta. Nietrudno było rozpoznać, gdzie jest muzeum chemii :-) Przed jego drzwiami było stanowisko doświadczalne, gdzie panowie chemicy, ku uciesze gawiedzi, przeprowadzali doświadczenia z licznymi eksplozjami :-D. Obejrzałyśmy doświadczenie pt."Dlaczego Ludwik się pieni?" i postanowiłyśmy wejść do środka. Na dwóch piętrach zgromadzono liczne zdjęcia naszej chemicznej noblistki, jej stroje, przybory laboratoryjne, etc. Dla dzieci rozstawiono stanowisko z kołem fortuny, gdzie mogły odgadywać różne chemiczne nazwy. Dla ciut większych kolejne stanowisko - odnośnie dopuszczalnej dawki promieniowania. A dla prawdziwych pasjonatów "słoneczna chemia" - czyli coś, co powinno być na lekcjach chemii, a czego nigdy w swoim życiu nie widzieliście :-) - doświadczenia przeprowadzane pod nadzorem profesora z Politechniki Śląskiej. Bajka. Oczywiście po tych 40 minutach doświadczeń stwierdzam, iż błędnie wybrałam studia i że tak naprawdę chcę być chemikiem powodującym eksplozje i implozje, zmieniającym kolory cieczy, palącym swój fartuch, itp. itd. :-D Może, kiedyś... Z muzeum chemii wyszłyśmy po północy i spacerkiem udałyśmy się na Barbakan. Oczywiście już nic tej nocy nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jak w muzeum chemii, ale co tam :-) Po Barbakanie zaszłyśmy na kawę, gdyż mimo wszystko, oczęta sie nam trochę już kleiły, i dzielnym krokiem wstąpiłyśmy na Akademię Sztuk Pięknych, aby obejrzeć wystawę mebli użytkowych, oswoić sarenkę i popatrzeć na świat z nieco innej perspektywy :-) Po ASP przyszła kolej na Zachętę, aby przyjrzeć się płci i sprawdzić kobiecość i męskość w sztuce Europy Wschodniej. Nieco już zmęczone, koło 2 nad ranem zawitałyśmy do Państwowego Muzeum Etnograficznego i z trudem kontemplowałyśmy galerię polskiej sztuki ludowej ;-), większe zaś wrażenie wywarły na nas wystawy poświęcone Afryce, Australii i Oceanii (a zwłaszcza sylwetka wszędobylskiego Krisa ;-)). Ukoronowaniem nocy była wizyta w Łazienkach, które, co prawda, zdążyli już zamknąć zanim tam dotarłyśmy, ale co tam - przynajmniej załapałyśmy się na wystawę ZAiKS-u na łazienkowym ogrodzeniu, którą obejrzałyśmy przy świergocie ptaszków, świetle lamp, bo księżyca, jak na złość nie było widać.
Co mam jeszcze do dodania? UWIELBIAM takie niezorganizowane akcje :-D
Thx Sis!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz