wtorek, 18 maja 2010

Pranie. Po prostu.




Nie, nie jest to kryptoreklama jakiegoś proszku czy płynu do prania.
Ale postanowiłam dziś poświęcić słów kilka rzeczy, a w zasadzie czynności przyziemnej, o której zwykle się nie mówi - nie żeby była tematem tabu - a nad którą po prostu przechodzi się do porządku dziennego.
Pranie. "Uwielbiam prać" - gdybym tak napisała, nie byłoby to do końca szczere, gdyż, primo - prać ręcznie nieszczególnie lubię, gdyż zabiera mi to zbyt wiele czasu i niszczy moje łapki (co nie oznacza iż tego nie robię - a i owszem, przeca nie wszystko da się wrzucić do pralki), secundo - prawie całą robotę odwala za mnie pralka :-) Jednakowoż nie całą :-) Co prawda mogłabym wrzucić całe pranie razem, ale jestem maniaczką segregacji brudnych ubrań. Dzielę je na białe, jasne, kolorowe jasne, kolorowe ciemne, czarne; te co farbują i te co nie farbują; bawełniane, jedwabne, aksamitne itp. Nawet nie wiecie, ile radości sprawia mi takie dzielenie, wkładanie rzeczy do bębna, nasypywanie proszku do prania, wlewanie płynu do płukania, oczekiwanie w napięciu czy wszystko się odpierze i nic nie puści koloru :-) Mam tyle endorfin co po zjedzeniu małego czekoladowego batonika. Nienormalne, niezrozumiałe, szok ;-) A drugie tyle radości daje mi rozwieszanie prania i wdychanie tego cudownego zapachu świeżości - to taki mój mały fetysz. Albo wypaczenie. Jak zwał tak zwał. :-) Mężczyźni, będąc na wikcie i opierunku swoich szacownych mam nie mają pojęcia o czym piszę ;-), gdyż dla nich żaden pośredni etap pomiędzy brudnymi ubraniami w koszu a czystymi wyprasowanymi ubraniami w szafie nie istnieje ;-).
Ale do rzeczy. Zastanawialiście się jak wyglądał proces prania kiedyś, w czasach zamierzchłych, hen, hen, hen... kiedy nie było pralek, a z noszenia skór ludzie przeszli na tkaniny naturalne?
Trzeba było z naręczem brudnych szmatek udawać się nad rzeczkę lub jeziorko i tam dokonać procesu opłuczyn połączonych z ubijaniem o kamienie, wyżymaniem, etc. Nie, nie było proszku do prania, odplamiacza, płynu do płukania czy innych tego typu luksusów :-). Musiały minąć setki lat zanim odkryto, że z tłuszczu da się zrobić mydło, które pierwotnie wyglądało jak masło i bardziej brudziło niż prało (gdyż - co zabawne - mydła najpierw używano wcale nie do mycia się, lecz do prania właśnie). Dopiero XVIII wiek przyniósł znane nam wszystkim kostki mydlane. Z kostek startych na płatki mydlane powstał pierwszy proszek do prania, który na przełomie ostatnich wieków został udoskonalony pod względem skuteczności, wydajności i zapachu :-). Od roku 1851, czyli od czasu wynalezienia przez Kinga pierwszej elektrycznej pralki, setki producentów proszku właśnie walczą o naszą uwagę, gdyż każdy, jak wiadomo, chciałby mieć swoje ubrania jak najdłużej w jak najlepszym (czytaj - jak najczystszym) stanie, a skarpetki bielsze od skarpetek sąsiada ;-)
Kiedy starałam się sobie przypomnieć jakiś wierszyk z czasów mych dziecinnych o praniu, na myśl przychodził mi tylko jeden:
Marii Konopnickiej - "Wielkie pranie"
- Pamiętacie? Jeśli nie, oto i on :
Przepraszamy bardzo panie,
Lecz dziś u nas wielkie pranie.
Cały sznur się w słonku suszy,
W domu nie ma żywej duszy!


Od soboty do soboty
Dość nazbiera się roboty.
To na łące zmacza rosa,
To znów plama z żółtonosa,
To śmietanka z garnka pryśnie,
To sok z siebie puszczą wiśnie...
Albo przy pieczeniu chleba,
Czy to mówić nawet trzeba,
Ile wszędzie mąki, ciasta?
Na nic każdy się zachlasta!


Nie dałabym nigdy rady,
Gdyby nie to, że sąsiady
Pomagają, jak kto może...
Niech im Pan Bóg dopomoże!


Wody da mi modra struga,
Gałąź jedna, gałąź druga
Sznur mi trzyma w cieniu drzewa,
Słonko świeci, wiatr powiewa,
Jaskółeczki mi nad głową
Szczebiotają piosnkę nową,
Kasia mydli większe plamy,
I tak sobie pomagamy.


Za to, kiedy się w niedzielę
Lalki me ubiorą czysto,
To się dziwi dziad w kościele
Razem z panem organistą.
Lecz dziś u nas duże pranie
Przepraszamy bardzo panie!
A jaki wy macie stosunek do prania ;-)?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz