![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2YJZAksqfflRs99RaTvTutmCnyoB31vUdYMJXLUgF9nEbIC3shTnmFLwlqqKCHYeNS9i7tCfR5SqareI4fcaTE2qXyF94L98Ik6lalY8inkqGkgtqIhyphenhyphenO8nNysyBcfHX26rOPFG-o4bFo/s320/para_mloda_ii.htm)
Sezon weselny uważam za oficjalnie rozpoczęty.
Jedno wesele za nami, 4 przed nami, no wysyp normalnie ;-) I co ich tak do żeniaczki ciągnie w tak młodych latach? Legalne korzyści seksualne ;-P? Wspólnota duchowo - emocjonalna? Co za różnica, grunt, żeby żyli długo i szczęśliwie. Jak w bajkach ;-)
W ślubach/weselach (pojęcia używane naprzemiennie) szczególnie lubię jeden moment. I nie, nie chodzi mi tu o maślany wzrok pana młodego wbity w pannę młodą ;-) To moment przekroczenia progu kościoła (lub cerkwi, etc.) już PO wszystkim. Tak, właśnie wtedy, kiedy w młodych sypiemy ryżem (ponoć można też pszenicą i owsem, ale to chyba na końskim weselu ;-), tak czy siak ma im to zapewnić szczęście w miłości i ogólnie w życiu), grosikami (taki pogański zabobon mający zapewnić młodym dostatek; nie wiem jak jest u was w kościołach, ale w moim parafialnym księża są zdecydowanie na NIE, że to herezja, innowierstwo i takie tam; no cóż, w każdym razie grosiki młodzi muszą wyzbierać co do jednego i uważa się, że ten, który uzbiera ich więcej - będzie zarządzał finansami w małżeństwie). Ostatnio też popularne zrobiło się obsypywanie płatkami kwiatów, zwłaszcza róż i często się mówi, że to kalka z USA, ale ale, nie dajcie się zwieść, zwyczaj ten znany był już hen hen w starożytnym Rzymie. Plusem płatków jest też to, że ładnie wyglądają na zdjęciach ;-) i są mniej kłopotliwe przy wyjmowaniu z włosów czy garderoby niż np. ryż :-). Ale lubię tą chwilę nie tylko ze względu na te zwyczajowe rytuały, dzięki którym możemy zapewnić młodym - mistycznie - trochę szczęścia i pomyślności. Ale głównie przez wzgląd na twarze świeżo upieczonych małżonków. Jeśli będziecie mieli kiedyś okazję, spójrzcie sobie najpierw na skupione, zestresowane i nerwowo uśmiechnięte twarze młodych w kościele i potem na ich twarze już PO. Rozpromienione, uśmiechnięte, totalnie bezstresowe. Jakby nieświadomi, że podjęli przed chwilą decyzję na całe swoje życie, że klamka zapadła i nie ma odwrotu. Nie obawiają się co przyniesie jutro. Pewnym krokiem wchodzą w nowe życie. To lubię. Mi piace ;-)
Dobrze, a teraz trochę wam opowiem o TYM konkretnym weselu, ale bez nazwisk, wiadomo, żeby nie było :-). Ślub odbył się pod Ostrołęką w maleńkim białym kościółku pod lasem, starszym ode mnie (oczywiście mówię o kościółku :-D) jedynie o 2 lata. I tak małym, że nie wszyscy goście zmieścili się w środku, dlatego staliśmy na zewnątrz.
B. i M. wyglądali przepięknie. Ona - w bieluchnej sukni od pasa składającej się z samych falban różnej długości, z olbrzymim, dłuuuuugim trenem, trzymała w ręku prześliczną wiązankę z białych frezji, delikatnie przetykanych niebieskimi. On - dostojny, w czarnym garniturze, z dumą prowadził ją do ołtarza. Nabożeństwu towarzyszyła przepiękna melodia skrzypiec. Choć, z winy nagłośnienia, przysięgi panny młodej wcale nie było słychać, to świadkowa, jak to świadkowa, zapewniła nas, że słyszała, w co ufnie jej wierzymy :-). Po mszy - nabożeństwo czerwcowe. I po wszystkim - obrzucanie ryżem, płatkami róż, życzenia i prezenty :-) Zgodnie z prośbą młodych na zaproszeniach -
"Drogi gościu, nam się marzy
abyś książką nas obdarzył,
lub po totka kuponiku
dał nam zamiast bukieciku."
kupiliśmy im książkę. Wiecie, ten taki wyuzdany poradnik ;-)(potem okazało się, że wszyscy nasi znajomi są tak samo wypaczeni jak my i kupili im to samo - miejmy nadzieję, że w jakimś innym wydaniu i z innymi miłosnymi wskazówkami ;-)).
A po złożeniu życzeń szybciutko wpakowaliśmy się w 2 samochody i wraz ze znajomymi T. pojechaliśmy zrobić młodym bramę. (Tu taka mała dygresja. Zazdroszczę T., ale tak pozytywnie :-), jego znajomych z ogólniaka, a w zasadzie tego, że do tej pory trzymają się taką zwartą paczką, wliczając w to swoich partnerów życiowych :-) Moje licealne koleżeńsko - przyjacielskie związki ! za wyjątkiem dwóch!, zwłaszcza te, co do których wydawało mi się, że nic ich nie ruszy, nie przetrwały próby czasu. Ale tak już jest. Life is brutal. Dlatego tym większy respectus dla kurpiowskiej przyjaźni :-)). Co do samej bramy, to było sporo śmiechu. Kilka razy chłopacy puścili fałszywy alarm, w końcu jednak, po jakimś czasie udało się nam zatrzymać właściwy samochód i zażądaliśmy okupu za przejazd. Targowaliśmy się ostro i stanęło na tym, że każdy pan otrzymał po butelce wódki, a każda pani po garści cukierków. Młodym daliśmy buziaka, nasz przedstawiciel z panem młodym skosztowali wódki, coby zobaczyć, czy dobry rocznik ;-) i zezwoliliśmy na przejazd.
Pojechaliśmy za młodymi prosto do sali weselnej.
Tam się bawiliśmy, jedliśmy i piliśmy do białego rana.
Tako i ja tam byłam, wino i wódkę piłam i opisać to wam postanowiłam.
PS. Rada na przyszłość - nie powinno się mieszać wódki, wina i drinków.
PS2. Kiedy tylko dostaniemy zdjęcia lub płytę, zrobimy sobie u mnie wieczorek wspominkowy i wam poopowiadam i się pośmiejemy. Czujcie się zaproszeni :-)