poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Bleh, apsik, prych


Może tytuł niezbyt treściwy, ale za to prawdziwy.
Od kilku dni w moim domu słychać tylko takie dźwięki.
Bleh, apsik, prych itd.
To znak, że nadeszła jesień.
A wraz z nią katar.
Generalnie nie mam nic przeciwko jesieni.
Oczywiście tej pięknej, polskiej, złotej.
Bo ta z pluchą i szarugą bardziej mnie dołuje.
[Co prawda nie wiem, czy przymiotnik "zdołowany" da się stopniować, czy można być tylko trochę zdołowanym lub bardziej zdołowanym, czy się po prostu jest zdołowanym lub nie.
Tak czy owak, po sobie odnoszę wrażenie, że stopniuje się rewelacyjnie.]
Od kilku dni prawie w ogóle nie wychodzi słońce, słychać tylko wiatr, szum liści i deszcz uderzający o szyby.
Na domiar złego, jeszcze nie zaczęli grzać.
W związku z czym w mieszkaniu jest czasami zimniej niż na dworze/ na podwórku / na polu*.
I albo się ubiorę "na cebulkę" i choć będzie mi ciepło, to ograniczy to motorykę mego ciała.
Albo będę marznąć i swobodnie się poruszać.
I tak źle i tak niedobrze.
Żadna taktyka nie jest dobra, bo najpierw stosowałam tą drugą i się podziębiłam, a kiedy przeszłam na tą pierwszą, czuję się trochę zdrowiej ale niekomfortowo.
I mogłabym tak jeszcze narzekać i narzekać.
Ano - i jeszcze ta dieta, brr**


*ukłon w stronę Wielkopolan ;-)
**kto choć raz w życiu nie stosował, nie zrozumie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz