czwartek, 29 lipca 2010

Sernik czekoladowy



Jestem fanką blogów, przyznaję.
Ale ostatnio stałam się fanką szczególnego rodzaju blogów.
Tych kulinarnych.
Zastanawiałam się, z czego to wynika.
Przecież nigdy nie lubiłam książek kulinarnych.
Od zawsze kojarzyły mi się z jakąś rutyną.
Ewentualnie z cegłą, którą można coś podeprzeć lub kogoś zabić.
Chciałabym kiedyś napisać kryminał, w którym porzucona po 36 latach wspólnego życia żona zabija niewiernego męża książką kucharską.
To by było coś. Takie jej katharsis.
Ale, sądzę, że albo to już ktoś zrobił, albo mnie ubiegnie.
I spokojnie, nie mówię tu o zabójstwie, ale o napisaniu takiego kryminału ;-P

Wróćmy do rzeczy. Blogi. Kulinarne. Już wiem czym mnie urzekły.
Przede wszystkim - realizmem. Czytając te DOBRE blogi czuję się tak, jakbym to ja wraz z autorem/autorką przyrządzała daną potrawę.
Jestem w kuchni, mieszam składniki, piekę, gotuję, grilluję.
A potem spożywamy przygotowane potrawy przy wspólnym stole.
Ułuda? Być może... A może po prostu dobra narracja?
Poza tym podobają mi się zdjęcia przyrządzanych potraw.
Nie wiem, czy to zauważyliście, ale tak jak nie ma 2 identycznych liści na drzewie (jeśli są - to się wam tylko tak wydaje ;-P), tak też na różnych blogach nie znajdziecie takich samych zdjęć tej samej potrawy (pomijam Ctrl C Ctrl V i przypisywanie sobie tej akcji, ale nie czas to i miejsce na rozpisywanie się o aspekcie etycznym takiego czynu).
Każdy kto pichci i pisze bloga robi własne fotki w wymyślonych przez siebie aranżacjach, żeby pokazać czytelnikom jak powinien wyglądać efekt końcowy.
To duży plus. Nie w każdej książce kucharskiej są zdjęcia wszystkich potraw. A na blogach - jak najbardziej. I to niejedno.
Poza tym, ile blogów, tyle przepisów i pomysłów na daną potrawę.
RÓŻ-NO-ROD-NOŚĆ.

Mój ulubiony blog kulinarny to zdecydowanie biały talerz - po polskiemu. Po angielskiemu sobie przetłumaczcie jak to by było i znajdziecie adres bloga. A co, nie podam wam wprost. W życiu nie ma letko! Ruszcie głową.
Dziś skusiłam się na sernik.
Ale nie na zwykły sernik.
Na czekoladowy.
I trochę przeze mnie zmodyfikowany, gdyż nigdzie w okolicy nie mogłam znaleźć sera do serników w wiaderku. Ba, nawet zwykłego chudego, pół- czy tłustego sera do zmielenia tez nie udało ni się znaleźć. Jedyne na co natrafiłam to ten charakterystyczny wiejski serek z Piątnicy. Ale byłam już tak zdeterminowana na sernik, że przebolałam i to i kupiłam.
I muszę stwierdzić, że choć serka nie dało się dokładnie rozetrzeć, to sernik wyszedł. A białe kulki w środku wyglądają z daleka jak wiórki kokosowe.
No dobra, może raczej jak kulki styropianu ;-)
Ale według mnie to tylko dodaje temu ciastu uroku.
Chcecie skosztować?
Zapraszam :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz