środa, 7 lipca 2010

WaKaCjE



Taaaaaaaaaak. To ostatnie w moim życiu wakacje na luzie. I nie-wakacje zarazem, bo mam przecież co robić, a to, że tego nie robię, to już całkiem inna sprawa. Ech...
Dobra, nie będę wam stękać, lepiej wam poopowiadam.
W ramach "nie chce mi się" byłam na 5 dni u rodziców naładowałam akumulatory, wybawiłam się po wsze czasy z chrześniaczką (nawet nie wiecie jak ciężko zrobić babę z piasku w 20 litrowym wiadrze ;-)), grillowaliśmy, opalaliśmy się (skutek uboczny - opalenizna koloru rosyjska czerwień i niemożność spania na plecach przez czas jakiś :/) i musiałam wrócić do stolycy.
W ten weekend T. zabiera mnie na wycieczkę - niespodziankę, niespodziankę tylko z nazwy, bo przeca wiem dokąd jedziemy :-D, ale co tam, będę udawała zaskoczenie :-), liczą się wszakże dobre chęci.
Potem przyjeżdża do nas M., czyli koleżanki od picia znów będą razem :-). Przewidywana jest moc rozrywek, a że na razie żadna z nas jeszcze nie wie jakich, co tam, takie jest życie, najlepiej smakuje na gorrrąco ;-)
A potem, no niestety, trzeba będzie siąść na dupsku, wziąć się w garść i pisać, pisać, pisać... No i jeszcze dokończyć lektury, napisać ostatnie w życiu prace zaliczeniowe. Wrzesień będzie intensywny.
A potem - PRACA.
I dorosłe odpowiedzialne życie.
I depresja.
Choć od powrotu do Polski trwam w takim dziwnym stanie i to chyba właśnie jest depresja, więc nie będzie to dla mnie nic nowego.
No chyba... że zaszaleję i odważę się postawić wszystko na jedną kartę i spełnić największe marzenie mojego życia.
Hehe - pożyjemy, zobaczymy.
No chyba, że nie pożyjemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz