wtorek, 21 września 2010

Z cyklu: SUBIEKTYWNY PRZEWODNIK CZEKOLADOWO - KAWOWY part 1



czyli dokąd w Warszawie pójść z przyjaciółkami na ploteczki, miejsce, do którego można zabrać dziewczynę na miłą randkę , czy po prostu gdzie podają dobrą czekoladę i kawę.

Jestem prawdziwą czekoladziarą. Czekoladę kocham. Każdą. W każdej ilości. W każdej postaci. Na zimo. Na ciepło. Stałą. Czy płynną. Białą, mleczną, gorzką. MNIAM.
Dlatego tak chętnie chodzimy z G. do różnych lokali.
Testujemy. Smakujemy. Wyrabiamy sobie opinię.
I tak sobie pomyślałam, czemu nie miałabym swoim zdaniem podzielić się z Wami?
Może Was zainspiruję ;)

Żeby nie zaczynać od tak zwanych kawowo-czekoladowych sieciówek (którym na marginesie nie mam nic do zarzucenia, no może oprócz tego, że zwykle jest tam dość tłoczno, bo są tak usytuowane, żeby wszystkim było "po drodze" i zapewne z romantycznej atmosfery nici, ale co kto lubi ;)) na pierwsze opisane miejsce wybrałam:

BELGIAN CHOCOLATE CLUB
lokalizacja: ul. Chmielna 27/31, Warszawa
ocena: 4,5/5

Tak wygląda logo firmy:



A tak knajpka z zewnątrz w nocy:
Wiem, wiem, zdjęcie małe i ledwo co widać, ale jak chcecie zobaczyć "na żywo", to sobie po prostu pójdźcie, adres powyżej ;P



A oto i zdjęcie tego co zamówiłyśmy. Ja (po lewej) zamówiłam mrożoną czekoladę mleczną z alkoholem (likier Bailey's) z bitą śmietaną posypaną okruszkami białej czekolady, G. (chyba logiczne, że po prawej ;-P)) spróbowała gorącej białej czekolady z bananami i bitą śmietaną.
Ceny: odpowiednio 15 zł i 14 zł
(według mnie jak na Warszawę nie są zbyt wygórowane, i nie - wcale nie jestem burżujem, po prostu porównuję do tych z pijalni czekolady Wedla ;-P)



Ale nie, nie zostawię was o suchym pysku. Wszakże to subiektywny przewodnik i napiszę coś od siebie. Po pierwsze ten lokal to nie tylko pijalnia czekolady i kawy, czy też jadalnia słodkich deserów. To także sklep, w którym możecie kupić oryginalne belgijskie pralinki, ponad 100 rodzajów, co więcej, jeśli zamówicie kawę, dostajecie do niej gratis jedną wybraną przez siebie pralinkę, szał ciał to to nie jest ale lepszy rydz niż nic, jak mawiał poeta ;-) Kawiarenka ma wewnątrz kilkanaście urokliwych stolików, dysponuje tez ogródkiem letnim, w którym można rozkoszować się smakiem belgijskiej czekolady na świeżym powietrzu (świeżym w cudzysłowie, bo smog itp. ;-))
Teraz o samej czekoladzie. Może jednym słowem - WYBORNA. Ale trochę inna, jeślibym ją miała porównywać z Wedlem. Troszkę rzadsza konsystencja, co bynajmniej nie świadczy o jej "gorszości", tylko o inności ;-). I nie, nie mam na myśli tutaj tego, że dostajecie wodniste kakao w kubku, wcale nie. Choć jakby się uprzeć, to spokojnie można by wypić tą czekoladę jednym duszkiem bez użycia łyżeczki ;-) Ale nie przejdzie wam przez gardło jak woda - to pewne. Poza tym - jaki osobnik spożywałby czekoladę w powyższy sposób? Wszak trzeba ją smakować, delikatnie rozprowadzać po podniebieniu, przyzwyczaić do niej swoje kubki smakowe, żeby chwilę potem rozpłynąć się w błogiej rozkoszy, a dopiero po kilku chwilach spostrzec, że była tak dobra i już się skończyła ;-)
Dlaczego więc oceniam ją tylko na 4,5/5.
Może dlatego, że czekoladowe niebo wyobrażam sobie ciut inaczej.
No i zawsze trzeba pozostawić sobie niedosyt.
Żeby się miało o czym marzyć przecież!
Ale nie bójcie żaby.
Jeśli tylko zawitam do chocolate heaven - z pewnością Wam to opiszę.
A na razie musicie czekać na kolejne pozycje z subiektywnego przewodnika.
Tudzież na posty o innej tematyce.
Niekoniecznie o marzeniach ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz